EOTS nagrane

16/03/2016

Skończone. Zebrane w całość. Ponad 100 minut muzyki.

MD: (...) "Zamarzył mi się jeszcze jeden album, taki uzupełniający. Taki pomiędzy. Taki, jaki zawsze chcieliśmy nagrać. To nie byłaby tylko nowa muzyka, ale w naszym przypadku i w takim zestawieniu byłaby to na pewno nowa jakość, bo takiej płyty jeszcze nie mieliśmy. Nazbierało nam się tego wszystkiego przez lata, zwykle pojawiało się na bonusowych dyskach. Wiem, że niektórzy słuchacze nawet do dzisiaj nie dotarli do tych dźwięków i nie zdają sobie sprawy, że Riverside praktycznie od początku istnienia eksperymentuje z ambientem i progresywną elektroniką. A to przecież część naszego muzycznego DNA.
(...) Postanowiliśmy, że zrobimy kompilację wszystkich naszych instrumentalnych i ambientowych utworów i wydamy je w tym roku jako pełnoprawne wydawnictwo. Niektóre zmiksujemy ponownie, żeby lepiej brzmiały, przede wszystkim jednak dodamy zupełnie nowe kompozycje.
"

Cała historia:

Utwór „Towards the Blue Horizon” napisałem na cześć swojego przyjaciela, który w wieku 44 lat umarł we śnie tuż po wielkanocnym poniedziałku 2014 roku. Nie mogłem być nawet na jego pogrzebie, bo Riverside grało wtedy trasę koncertową. Ominęło mnie jego pożegnanie i wszystko przeżyłem podwójnie. Razem z jego śmiercią umarło coś i we mnie. I chyba w końcu dotarło do mnie jak nigdy, że życie jest jeszcze bardziej kruche, niż nam się wydaje, kończy się ot tak, w jednej chwili. Czas wtedy zwalnia, a ty przestajesz biec, bo wszystko niby tak bardzo istotne w jednej sekundzie przestaje mieć znaczenie.
Dotarło do mnie, że warto w swoim życiu zmienić pewne priorytety, żeby odpuścić, zacząć oddychać i cieszyć się życiem, przynajmniej tą resztką, jaka nam pozostała. Dotarło do mnie, że czas otworzyć klatkę i uwolnić się z mroku, a na pewno tej jego przytłaczającej ilości, i spróbować odnaleźć się gdzieś w świetle. Płyta „Love, Fear and the Time Machine” miała być taką płytą – pomagającą zwalczyć smutek, odrzucić swój strach i odnaleźć się w czymś dobrym. Była pisana jako antidotum na ból i pomoc w wyjściu z niedobrych sytuacji, w których na początku czujesz się totalnie zagubiony, ale wiesz, że musisz żyć dalej, walczyć, nie poddawać się i w pewnym momencie po prostu odnaleźć.
Mrok powrócił. Powrócił smutek, widać jestem na niego skazany... Muszę jeszcze raz przypomnieć sobie, jak to było z tą walką i niepoddawaniem się. Znaleźć się teraz po drugiej stronie i samemu wysłuchać i zrozumieć tę płytę, dokładnie tak jak chciałem, żeby słuchali i rozumieli ją inni.

***

Czułem, że szósty album Riverside będzie być może ostatnim rozdziałem pewnej historii. Że następne płyty mogą mieć już inne brzmienie, inny charakter... Nasze trzy ostatnie albumy nazwałem nieoficjalnie „trylogią tłumu”. Tytuł kolejnego zawsze zwiększał się o jedno słowo – cztery, pięć, sześć. Sześć to już wystarczająco długi tytuł, pomyślałem, taki na koniec...
Przed rozpoczęciem nowego rozdania, być może „nowej trylogii”, zamarzył mi się jeszcze jeden album, taki uzupełniający. Taki pomiędzy. Taki, jaki zawsze chcieliśmy nagrać. To nie byłaby tylko nowa muzyka, ale w naszym przypadku i w takim zestawieniu byłaby to na pewno nowa jakość, bo takiej płyty jeszcze nie mieliśmy. Nazbierało nam się tego wszystkiego przez lata, zwykle pojawiało się na bonusowych dyskach. Wiem, że niektórzy słuchacze nawet do dzisiaj nie dotarli do tych dźwięków i nie zdają sobie sprawy, że Riverside praktycznie od początku istnienia eksperymentuje z ambientem i progresywną elektroniką. A to przecież część naszego muzycznego DNA.
Przedstawiłem chłopakom pomysł. Decyzja była jednogłośna.
Postanowiliśmy, że zrobimy kompilację wszystkich naszych instrumentalnych i ambientowych utworów i wydamy je w tym roku jako pełnoprawne wydawnictwo. Niektóre zmiksujemy ponownie, żeby lepiej brzmiały, przede wszystkim jednak dodamy zupełnie nowe kompozycje.
Zamknęliśmy się na początku roku w studiu i zaczęliśmy komponować. Na naszym profilu umieściliśmy nawet zdjęcie, na którym tak trochę dla żartu Grudzień trzyma w rękach małe klawisze. To właśnie ta sesja. Pracowaliśmy z uśmiechami na twarzy i autentyczną „podjarką”, wiedząc, że tym razem nie szykuje nam się jakiś kolejny bonus czy dodatek do czegoś „większego”, tylko pełnoprawny album właśnie z taką muzyką – pełną przestrzeni, transu, melodii i dużej dawki elektroniki. Jeszcze dzień wcześniej dostałem SMS-a od Grudnia: „Naprawdę nie mogę się doczekać tej płyty, zawsze marzyłem, żeby Riverside wydało właśnie taki album”.

***

Nie wiem jeszcze, kiedy się podniosę. Wiem, że w tym roku spędzę dużo czasu w studiu i powstanie dużo nowej muzyki. Niełatwej muzyki. Na pierwszy ogień chcę, żeby poszło to, co zaczęliśmy w Riverside. Muszę skończyć te nagrania. Piotrek za chwilę będzie miał urodziny. 15 marca skończy 41 lat. Chcę tego dnia odwiedzić go osobiście i powiedzieć mu, że spełniło sie jego kolejne marzenie, że w końcu nagraliśmy tę jego ulubioną płytę.
Być może łatwiej byłoby zakryć świat kołdrą, zamknąć wszystko na cztery spusty, odpocząć od dźwięków, nie zmieniać ich już, tylko dać im wybrzmieć i zatopić się w ciszy. Być może. Ja jednak przywołam pewne słowa, które kołaczą mi się teraz w głowie. Nie pamiętam ich twórcy, ale są chyba idealne na tę chwilę.
Jedynie ciszy się boję, bo wtedy serce umiera”.
Nie potrafię zatopić się w ciszy. To najgorsze, co mógłbym teraz zrobić. Nie do tego zostałem stworzony i nie taki jest moje powołanie.

***

Wróciliśmy do studia. Pierwszy dzień tylko przegadaliśmy. Następnego dnia wstrzymaliśmy oddech i otworzyliśmy ścieżki. To co się teraz dzieje, przypomina operację na żywym organiźmie. Cały czas mamy wrażenie, że Grudzień za chwilę pojawi się w drzwiach. Przeprosi, że się spóźnił, ale miał coś do załatwienia. Rozmawiamy o nim. Rozmawiamy z nim. Opieprzamy go, że nie zdążył nagrać wszystkich swoich partii, a on się śmieje i przeprasza, ale coś go zatrzymało.
Skończymy tę płytę, Piotruś. Dokładnie na Twoje urodziny będę miał w ręku wypalony krążek. Takiego błysku w oczach i uśmiechu na Twojej twarzy, kiedy rozmawialiśmy o niej, nie widziałem już dawno. Proszę, nie obraź się więc, ale postanowiłem, że zadedykujemy ją właśnie Tobie.

Mariusz